Witaj 🙂
Korzystając z uprzejmości SIN`a, jednego z pierwszych wingów Mysterego, postanowiłem przetłumaczyć i udostępnić Ci fragment jego książki opowiadający o początkach działalności Mysterego w uwodzeniu.
Jeszcze na długo wcześniej zanim wyszła książka „GRA” Neilla Straussa.
SIN był wingiem Mysterego i wraz z Mysterym prowadził pierwsze szkolenia z uwodzenia. Włąśnie te od których zaczyna się książka „GRA”.
Dowiesz się jak wyglądało uwodzenie Mysterego w początkach XXI wieku, jeszcze zanim poznał Style`a.
Przez najbliższe kilka dni zamieszczę 2 rozdziały z jego książki. To z niej pochodzą też fragmenty o pojedynku w uwodzeniu Mystery vs Ross Jeffries. Umieściłem je na blogu i możesz przeczytać je TUTAJ:
Pojedynek w uwodzeniu Mystery vs Ross Jeffries
Ok, zaczynajmy 🙂
Rozdział 1
Perwesje
Skąd się tu do cholery wziąłem?
Byłem otoczony dziwakami. Industrial roznosił się po klubie nocnym; goci odziani w chorobliwą czerń, ciemny cień do powiek i skórzane buty uderzali pięściami o niewidzialną ścianę; Mystery lewitował przede mną 6 cali nad ziemią; kompletnie utraciłem kontrolę nad swoją rzeczywistością.
Miotałem się bez opamiętania już od trzech miesięcy, po tym jak doznałem nagłego oświecenia i podjąłem decyzję, która zmieniła moje życie – postanowiłem jednak nie przystępować do zakonu by zostać buddyjskim mnichem. A teraz Mystery, najbardziej utalentowany iluzjonista jakiego w życiu poznałem, pozował na mistyka, oferującego zbawienie za pomocą swoich oślizgłych sztuczek. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że Mystery stanie się jednym z najlepszych PUA na świecie i że ja sam będę oblegany przez hordy pięknych kobiet jako mistrz gry.
Mystery przedstawił się jako Erik von Markovik. Dowiedziałem się później, że ma swój nieujawniony pseudonim – Mystery – który nie jest częścią jego kariery iluzjonisty. Jakiś czas później udało mi się przeniknąć przez jego fasadę iluzjonisty, by odkryć kim jest naprawdę i dowiedzieć się o istnieniu nieprzyzwoicie tajnej społeczności Artystów Podrywu, czających się w podziemiach randkowania, spółkowania i przybijania piątek.
Klub nazywał się „Perwersje” z oczywistych powodów. Był to klub nocny, w którym grano Industrial, Electronic Body Music (EBM) i Power Noize. Perwersyjne projekcje oświetlały ściany, migające obrazy seksu i wampirów. Była to istna parada gotyckiej subkultury, z neowiktoriańskimi dziewczynami w czarnych gorsetach i pończochach w siatkę, Rivetheadami w paramilitarnym odzieniu, kolczykami w bolesnych miejscach oraz licznymi tatuażami oraz Drag Queens.
Jakimś cudem udało mi się wpasować w tę zbieraninę odmieńców i dziwolągów.
Oparłem się o barek i na luzie obserwowałem zgromadzoną publikę. Rzuciłem wyzwanie Mystery’emu, którego dziś spotkałem po raz pierwszy.
– Jeszcze raz! Teraz! – żądałem, trzymając w ręce kubek z wodą, ostentacyjnie nie dając Mystery’emu szansy na przygotowanie -Teraz!
Mystery zwęził oczy, odszedł od podziwiających go fanów i poszedł do mnie. Chciałem wykazać, że jego telekinetyczna iluzja to zwykła ściema, poprzez nakłonienie go do tego, by powtórzył ten efekt kilka razy pod rząd.
Mystery wyciągnął swoje długie ręce, teatralnie podwinął rękawy i powiedział
– Spójrz, niczego nie schowałem w rękawie – po czym umieścił dłonie na moim piciu. Wytężałem wzrok w mroku klubu, intensywnie starając się wybadać stojącego przede mną iluzjonistę. Szukałem jakiejś wskazówki, jakiegoś potknięcia albo logicznego wyjaśnienia tego jak to zrobił. Magiczne palce Mystery’ego były długie i cienkie. Górował swoimi 195 centymetrami wzrostu, był tyczkowaty, blady, niezwykle arogancki i uśmiechał się szeroko niczym zawadiaka. Patrzył na mnie jakby był właścicielem tego lokalu, chociaż nigdy wcześniej go nie widziałem. I, co gorsza, będąc średniego wzrostu byłem zmuszony patrzeć na niego z dołu. Ten fakt nie umknął Mystery’emu, gdy zbliżał się coraz bardziej i bardziej.
– Spójrz jeszcze raz – powiedział Mystery jak gdyby zwracał się do naprzykrzającego się 4-letniego siostrzeńca. Jego dłonie krążyły wokół mojego kubka, unosiły się ponad stopę nad moją słomką – Zaciskam mięśnie brzucha, wywieram nacisk na słomkę, i…
– Nie wierzę! – głośno wyraziłem swoją skargę, zirytowany faktem, że moja słomka chlupotała przy obrzeżach mojego kubka, po czym uniosła się, opuściła kubek i upadła na podłogę. Nie znalazłem nic, co mogłoby udowodnić, że to tylko trik.
– Niezłe, co nie? – odpowiedział, wypuszczając powietrze i wydychając. Nosowy, kanadyjski akcent Mystery’ego chodził w parze z „eh” dodawanym na końcu każdego zdania, które wypowiadał. To było tak oczywiste jak garść cytryn, które wycisnął sobie do coli.
„Pieprzony cudzoziemiec” pomyślałem sobie, wkurzony jego uporczywą tajemniczością. Kutas pewnie jeszcze macza sobie frytki w majonezie.
Idealnie wpasowywałem się do zgrai pragnących-śmierci – miałem włosy pofarbowane na czarno (które kiedyś były naturalnie blond), bladą skórę i czarnego long-sleeve’a z demobilu na Vine Street, poza tym czarne portki od Dickies i czarne buty czechosłowackich spadochroniarzy, czyli tzw. Monkey Boots.
Co ciekawe, Mystery również dobrze się wpasowywał. Miał na sobie tani, czarny garnitur, który pewnie dorwał na wyprzedaży w sklepie z tanim ubiorem Rossa parę przecznic stąd na Sunset (oczywiście garnitur na pewno został odpowiednio przerobiony do trików iluzjonistycznych), jego długie czarne włosy były spięte w tandetny kucyk, paznokcie pomalowane miał na czarno. Wyglądał na większego dziwaka niż ja.
Największą różnicą między nami była, w rzeczy samej, piękna, niska, mniej niż 160-centymetrowa dziewczyna o imieniu Sadie, która miała naturalne piersi rozmiaru DD i trzymała się blisko mnie jako mój „Pivot” (kobieta, zwykle przyjaciółka, która pomaga PUA poznawać inne kobiety). Oczywiście, ten termin był jednym z wielu słów z leksykonu PUA; słów, których używali w sekrecie. Dopiero później poznałem zawiłości języka PUA i używałem go jak własnego, jak gdyby to była moja druga natura. Według słownika PUA (Pickup Artist), Sadie była HB9 (albo Hot Babe, seksowna laska na 9 w skali 10-stopniowej).
Mystery wcisnął się obok Sadie i udało mu się nawet nie spojrzeć z góry w kierunku jej bluzki, co wcale nie było łatwe. Nosiła koszulkę z dużym dekoltem, zaprojektowaną tak, by mężczyźni gapili się na jej obfity biust. Uwielbiała to jak wielką uwagę przykuwały jej piersi. Ale podczas gdy Mystery wykonał ruch w kierunku Sadie, utrzymując pozornie bez przerwy kontakt wzrokowy, ja patrzyłem na słomkę leżącą na przeciwko mnie na podłodze. Czułem się głupio i nie na miejscu, cały czas trzymając w ręce kubek z wodą.
Sadie była dla mnie jak młodsza siostra, chociaż nagminnie flirtowała. Mystery, oczywiście, o tym nie wiedział. Znałem Sadie od kiedy miała 14 lat. W tamtym czasie prowadziłem godną pożałowania egzystencję parkingowe w centrum handlowym Fashion Island w Newport Beach. W weekendy Sadie przychodziła razem ze swoją koleżanką Brie, tak jak setki innych dorastających dzieciaków, zeskakujących z betonowych donic, przebiegających przez fontanny i zjeżdżających z poręczy przed Yellow Brick Road Arcade, by w końcu udać się do jadłodajni Island Terrace. Sadie była bystrym i skorym do zabawy zodiakalnym baranem, który starał się wywoływać konflikty; Brie była złowieszczym i tajemniczym zodiakalnym skorpionem, lubiła być ignorowana i odpychana. Obie dziewczyny dzieliły się swoimi przepełnionymi dramatycznymi wydarzeniami życiami i byłem im wdzięczny za towarzystwo, za co odwdzięczałem się moją wersją użytecznych porad. Oczywiście, ponieważ obserwowałem jak dorastają, obiecałem sobie, że nigdy się z nimi nie prześpię. Niestety, w końcu nie wytrzymałem i przespałem się z Brie kiedy wróciła z pierwszego roku w college’u. Sadie bardzo się wkurzyła, bo chciała, żebym do niej też się zbliżył. Największy błąd popełniłem jednak, gdy przespałem się z matką Brie dwa tygodnie później. Jak się o tym dowiedziały, nie chciały już ze mną nigdy rozmawiać. Ale do tego momentu mieliśmy z Sadie rapport i język ciała dobrych przyjaciół albo pewnych swoich uczuć kochanków. Mystery nie był pewien czy byliśmy przyjaciółmi, czy kochankami, ale wiedział, że będzie musiał się prze mnie przedostać, żeby z sukcesem zamknąć Sadie.
Nagle, Mystery puknął mnie w ramię: „Więc co sądzisz, eh?” wskazał na mój kubek. „O to właśnie chodzi w iluzji!”.
Nastrój zaczął mi się pogarszać. (…)
– To tylko trik – wyraziłem sprzeciw.
– Trik? … Trik!?! – fuknął Erik i nachylił się bliżej. Byłem dobrze doinformowany jeśli chodzi o komunikację niewerbalną. Mystery albo kompletnie nie zdawał sobie sprawy ze swojego agresywnego języka ciała, albo próbował mnie obezwładnić swoją postawą. Nie byłem pewien o którą z tych dwóch możliwości chodziło. Co było najciekawsze w Mysterym, wydawał się być agresywny podczas gdy cały czas nie stanowił zagrożenia.
– „Prawdziwa” iluzja zaistnieje w umysłach ludzi, którzy usłyszą o tym, co właśnie zrobiłem – rozpoczął wywód – Świadectwo! Ci co zobaczyli jak lewituję 15 centymetrów nad ziemią, opowiedzą o tym swoim kumplom. Za godzinę albo dwie, dowiem się, że lewitowałem prawie metr nad ziemią. Tylko, że im tego nie pokażę. To jest iluzja.
„Co to za bzdury?” pomyślałem sobie. Iluzja, jak to ujął, siała spustoszenie w moim umyśle i miałem już dość. Mystery pozwolił, żeby zaraźliwa ciekawość opanowała moją duszę.
Jak miałem wyjaśnić temu zadowolonemu z siebie szpanerowi, że byłem właściwie mnichem Zen, medytującym 4-6 godzin w tygodniu gapiąc się w punkt na białej ścianie, a jego iluzje stanowiły dla mnie o wiele głębszą tajemnicę, czymkolwiek była?
Co gorsza, jak mógłbym wytłumaczyć, że doznałem niedawno oświecenia, które (na swój dziwny sposób) sprawiło, że przestałem siedzieć w odosobnieniu i znowu zacząłem chodzić do klubów nocnych. Moje medytacje były już tak intensywne, że mogłem je tylko porównać do włożenia palców w gniazdko elektryczne na ścianie. Moi przyjaciele byli przekonani, że jestem jakimś guru, który posiada odpowiedzi na największe tajemnice życia. Byłem kimś, kogo ludzie poszukiwali i kto pomagał innym prowadząc ich poprzez duchowe przedsięwzięcia. W konsekwencji, moi przyjaciele uznali, że wyewoluowałem ze swojej chorej przeszłości, w której to wychodziłem do klubów nocami, poznawałem nową dziewczynę praktycznie co wieczór i zmieniałem kobiety tak często jak kluby nocne.
Ale moi przyjaciele nie wiedzieli, że moje oświecenie odkryło przede mną jedynie „nic”. Ale nie jakieś tam „nic” – mroczną, absolutną, zimną i egzystencjalną nicość! Tak dziwną i potężną do tego stopnia, że wygnała mnie z mojego poprzedniego życia w zaśniedziałym Orange County do nowego życia na brudnych ulicach Hollywood. Tamtego dnia wszystko, co wydawało mi się znane, zmieniło się. Czułem się przyziemny, przerażony i byłem na skraju szaleństwa. Czułem się tak, jakby ktoś mi siłą wyrwał moje kochane iluzje jasnych, tęczowych kolorów a ja umazał stopy w ciemnej niczym atrament otchłani!
W rzeczywistości wróciłem właśnie z klasztoru Shasta Abbey, azylu dla buddystów, który znajduje się w górach północnej Kalifornii. Tam doświadczałem mokrych snów przez pierwsze trzy wieczory w tygodniu i wydawało mi się jakby mózg kompletnie opuścił moją głowę. Obezwładniło mnie chi i byłem uwięziony w medytacji, nie mogąc oswobodzić swych myśli, nieważne jak bardzo się starałem. Mój umysł był jak kryształ, soczewka tak rozświetlona, że mógłbym nią przypalać mrówki (gdybym nie czuł się tak bardzo „jednością” ze wszystkim wokół), dlatego uważnie omijałem je, gdy podążały razem z nami do jadalni.
I wtedy zaczął się śmiech. Szalony, niekontrolowany, śmiech Zen. Ten typ śmiechu, który przez miejscowych mnichów buddyjskich nie był do końca tolerowany, najwyraźniej nie był też dla nich pojęty; wtedy wiedziałem każdym włóknem swojego jestestwa, że klasztor nie jest już miejscem dla mnie. Dostrzegłem, że mnisi mają swoje problemy tak jak wszyscy inni. Nie, musiałem wrócić do świata i prowadzić normalne, przepełnione stresem życie i w ten sposób osiągnąć jakoś kompletne oświecenie. Wszystko co czułem i o czym myślałem przez sześć lat wyparowało w mgnieniu oka. Byłem pewien, że mi odbiło.
Ale kto by to odgadł przez samo patrzenie na mnie? Wyglądałem jak każdy inny w klubie. Znowu byłem gotem, a moi kumple w Orange County czuli, że ktoś zabrał im nauczyciela. Odgrywałem dla nich pewną rolę. Ale ja już nie byłem częścią tej iluzji.
Cieszyłem się, że Sadie zaczęła ze mną clubbing w „Perwersjach” i ona, bardziej niż inni, była szczęśliwa, że zaszła we mnie tak drastyczna zmiana. Poza tym niedawno skończyła 21 lat.
Nieoczekiwanie Sadie powiedziała mi do ucha:
– Myślę, że ten koleś próbuje mnie poderwać – wyszeptała – ale wydaje się fajny. Co powinnam zrobić?
Sadie również hojnie odwdzięczała się flirtem, ale jak każda dziewczyna, do niczego się nie przyznawała.
– Co, serio? – powiedziałem podekscytowany – Słuchaj, zaciągnij go do palarni, tam jest dobre światło i nakłoń go, żeby znowu wykonał swoją sztuczkę. Dowiedz się jak to robi. Przeszukaj go jeśli będzie potrzeba! Muszę wiedzieć, okej? Kokietuj go”.
Sadie uśmiechnęła się do mnie kpiąco. Ta dziewczyna była zła na wiele sposobów. O ironio, mogłem wykorzystać jej złą naturę dla dobra innych.
Druga część:
https://www.uwodzenie.org/jak-to-robil-mystery-12-lat-temu-cz-2/
8 komentarzy
wkońcu Sin i Mystery się nie lubią od czasu gry?
zapowiada się ciekawie 😀
SIN to nie jest SINN. To dwie różne osoby. SIN (przez jedno N) jest wymieniany w pierwszych rozdziałach „GRY”.
Adept masz rację!
ale powiedź jaki tytuł tej książki SINa, którą przetłumaczyłeś?
Instant attraction czy jakos tak…
Takie rzeczy czytam z przyjemnością, czemu mało jest takich książek ;P
tak mnie wciągnęło że aż kupiłem od razu obie książki ;D
Byc moze jestem slepy, ale nigdzie nie widze jak nazywa sie ta ksiazka Sina? Wyglada na warta przeczytania.
Spodziewałem się czegoś lepszego niż nadmiernie szczegółowego opisu Mysterego i jego sztuczek, to już było w Grze itd. Końcówka już fajniejsza, aż mnie skręca z ciekawości czy uda się jej uwieść Mysterego w celu poznania sztuczek, przecież, to nie jest jakiś pierwszy lepszy WSN. Czekamy na resztę 🙂