Dziś wigilia 🙂
A ja mam dla Ciebie trzecią cześć fragmentu książki SIN`a poruszającej prehistorię uwodzenia.
Jeśli nie czytałeś części drugiej to znajdziesz ją tutaj:
https://www.uwodzenie.org/jak-to-robil-mystery-12-lat-temu-cz-2/
Ważną uwagą jest to, że opisane wydarzenia działy się wiele, wiele lat temu. Od tego czasu co nieco się w uwodzeniu zmieniło. Kiedy byłem w 2008 roku w Birmingham (UK) na szkoleniu u Mysterego to były już inne czasy i Mystery uczył nowszych rzeczy. Więc bierz poprawkę na to, że minęło 12 lat (jeśli nie więcej) od wydarzeń opisanych w książce SINa.
Moje wrażenia znajdziesz TUTAJ:
http://warsawlair.pl/wlf/viewtopic.php?t=321
Natomiast zawsze miło jest poczytać jak to było dawniej 🙂
Zapraszam do lektury…
W wigilię ok g. 20 i w pierwszy dzień świąt z rana (jutro) będą kolejne części tu na blogu, a w drugi dzień świąt jeszcze jeden fragment itd.
W sumie będzie 6 części opowiadających o początkach Mysterego 🙂
To taki mój mały prezent pod choinkę dla czytelników mojego bloga.
Zaczynajmy…
„Moja ignorancja nie wynikała jednak z tego, że nie próbowałem. Dużo czytałem odnośnie randkowania, związków, nawiązywania romansu – a autorami tych książek byli ludzie z tytułami doktorów. Słuchałem z zapałem różnych taśm z auto-hipnozą dotyczących charyzmy, projekcji astralnej i pewności siebie. Byłem nawet przy nagrywaniu na żywo Love Connection w KTLA przy Sunset Boulevard. Ale nic nie równało się z prawdziwym doświadczeniem – porażkami i sukcesami przy podchodzeniu do kobiet na polu (w barach i klubach nocnych, czy w innych miejscach gdzie można spotkać płeć przeciwną).
Potem, gdy dopiero co ukończyłem dwadzieścia lat, poznałem Larsa – sprzedawcę z zawodu, który nauczył mnie strategii 10-do-1; która wymagała podejścia i dostania kosza od 10 kobiet, by udało się z jedną. Chodziliśmy do każdego KROQ klubu nocnego, który grał w Orange County muzykę z lat osiemdziesiątych. Lars wkładał na siebie czerwone trampki, cudaczne graficzne T-shirty, miał też na głowie więcej żelu niż włosów. W takim stroju rozpoczynał taniec, podczas którego przypominał dzikiego klauna. Następnie skanowaliśmy tłum w poszukiwaniu dziewczyn, które nas zauważyły. Podchodziliśmy, chwytaliśmy je i tańczyliśmy całą noc w dużych grupkach. Fajnie było poznawać kobiety i przy okazji dobrze się bawić, chociaż większość z nich po prostu nas wyśmiewała. Na końcu zabieraliśmy te co zostały na parking, całowaliśmy się z nimi opierając się o samochody a potem wymienialiśmy numerami telefonu. Świetnie się bawiliśmy i czasem udawało nam się zarwać piękne kobiety, ale 10-do-1 było bardzo wysoką ceną i każde jedno odrzucenie bolało.
„Perwersje” były z zupełnie innej bajki niż kluby KROQ, choć mój system zmienił się w niewielkim stopniu. Nadal bawiłem się w 10-do-1, ale w trój-pomieszczeniowym nocnym klubie z ponad 400 ludźmi (z czego ponad połowę stanowiły kobiety), więc i tak wydawało się, że moje szanse są większe niż potrzeba. Dopiero Mystery wykazał mi jak błędne było moje podejście.
Mystery zwrócił się do mnie. Był zupełnie poważny. Opowiedział mi, że podryw to nie coś losowego, tylko nauka i że pracuje nad swoimi teoriami od lat. Powiedział, że był kiedyś geekiem, ale pokonał to i swój strach przed podejściem poprzez występy iluzjonistyczne na scenie, które trenował od kiedy miał 9 lat. Nie podobało mu się przypadkowe wciskanie przycisków (tak jak ja to robiłem), więc rozłożył na czynniki pierwsze i przeanalizował każdą interakcję jaką miał z płcią przeciwną, aż w końcu umiał prowadzić interakcję z pięknymi dziewczynami jak przewodnik wycieczkę. To była w sumie z definicji jedyna różnica między mną a artystą podrywu. Naukowe obserwacje.
Ale wtedy, gdy oceniłem go w tym klubie, wydawało mi się, że jednak nie do końca przestał być geekiem. Ale szczerze – tak samo i ja. Też miałem schowane w szafie książki do Dungeons & Dragons.
Wzdrygnąłem się.
– W sumie to nie potrzebuję pomocy – powiedziałem mu, ale to było tylko częściowo prawdą. Nie byłem u szczytu swoich możliwości w tamtym czasie.
Jeśli ktoś zna Mystery’ego to wie, że lubi gadać o samym sobie. I mówił bez przerwy, podczas gdy Chase i ja słuchaliśmy. Mystery mądrze mówił o systematycznym podchodzeniu bez uczuć i strachu o emocje jakie wywołuje odrzucenie.
– Podryw to system – argumentował – więc nie ważne jak wyglądasz. Liczy się tylko to co mówisz i jak dobrze to mówisz. Jeśli twoje podejście jest bezbłędne, to możesz zdobyć dziewczynę za każdym razem. To takie proste!
Mystery skończył i patrzył na nas obu wyczekując. Chase nadal potakiwał. Był już nawrócony i, co odkryłem niedługo potem, już wtedy był cholernie dobrym podrywaczem. Chase’owi wyraźnie bardziej podobała się pogadanka z Mysterym niż atmosfera „Perwersji”. W końcu Chase musiał się pożegnać, zostawiając mnie i Mystery’ego w palarni. Sadie nadal była gdzieś indziej, a ja i Mystery byliśmy w tym momencie sam na sam.
Jeszcze raz przemyślałem jego argumenty. Najbardziej powaliło mnie to w jaki sposób używał terminu „naukowy/a/e”. Techniki podrywania można odnieść do nauki – wyniki „eksperymentalnych podejść” można zmierzyć i na podstawie wyników, można tworzyć nowe hipotezy i je testować, a potem znowu, aż w końcu, poprzez silną kalibrację, można było dojść co „tak naprawdę działa” a co „tak naprawdę nie działa”, a przy tym nie brać tego wszystkiego do siebie osobiście.
Metoda była genialna. Mystery był geniuszem. Nigdy wcześniej tak na to nie patrzyłem. Ograniczały mnie moje ego, strach i kompleksy, zastanawiałem się czy aby jestem dość atrakcyjny dla danej dziewczyny, czy jednak nie jestem aby zbyt lamerski, żeby rozważała mnie jako potencjalnego partnera.
Nauka. Ta idea była niczym obietnica, którą Mystery złożył mi osobiście. Współczynnik sukcesu 1:1, chodziło tylko o nauczenie się, zrozumienie i zastosowanie naukowej metody, której nauczyłem się w czasach wiecznego poczucia nienasycenia seksem w szkole średniej. Chociaż nie miałem problemu ze zdobywaniem kobiet, zrozumiałem, że miałem zupełnie błędne podejście! 10-do-1 to tylko dobre na początek.
Mystery uśmiechnął się i złapał mnie za ramię. Był pod wielkim wrażeniem tego co miałem do powiedzenia na temat kobiet i chyba czuł, że zasługuję na to, żeby być częścią jego tajemnej społeczności.
– Po pierwsze musisz wybrać sobie imię. Ale to musi być coś takiego jak moje, eh? Mystery! Coś w tym stylu, nie? – powiedział, wyraźnie chlubiąc się brzmieniem swojego pseudonimu.
Mystery chciał, żebym się do niego przyłączył. Potrzebował skrzydłowego. Kogoś, kto by za nim nadążał a nawet stanowił dla niego wyzwanie. Mystery chciał, żebym to ja został jego skrzydłowym.
Oczywiście, to było zupełnie coś innego niż wstąpienie do zakonu. Ale pomyślałem sobie „Czemu nie?”. Gdyby nie moje oświecenie, nigdy bym go nie poznał. W końcu szukałem osobistej prawdy w świecie opanowanym przez demony. Jako swoją stroną domową w domu miałem ustawione zdjęcie nagiego sukuba (demon w kobiecej postaci, wierzy się, że uwodzi mężczyzn i uprawia z nimi seks gdy śpią). W tamtym czasie uważałem, ze moje pożądanie wobec kobiet jest przekleństwem mojej egzystencji, wydawało mi się, że to dylemat moralny, który odciąga mnie od duchowego oświecenia. Ale teraz Mystery, mój osobisty guru, zapraszał mnie do swojego mrocznego świata uwodzenia.
Imię „Sin” wydawało się wprost idealne.
Kiedy je wypowiedziałem, Mystery po prostu się uśmiechnął i przytaknął. Tak narodził się Sin. ”
C.D.N.
Czwarty odcinek:
https://www.uwodzenie.org/jak-to-robil-mystery-12-lat-temu-cz-4/
3 komentarze
🙂
jak wyżej, twa praca zasługuje na duże podziękowanie 🙂
Mam dylemat, choć ma on również pozytywne strony – nie przynosi zbędnego napięcia.
I da rozwiązanie.
Nie mam motywacji do zagadania do panienek, bo są brzydkie – patrze, patrze i nic.
Nic mi nie drga. Nie oczekuję, też m*t&rtu 😀
Założyłem sobie konto na portalu randkowym, aby się przekonać, czy to drganie,
to dlatego, że w RL widuje tylko brzydkie kobiety, czy po prostu większość jest brzydka.
Więc jest tam taki hot-or-hot czy chybił trafił – pokazuje się zdjęcie
1- serduszko – podoba się, 2- X – nie podoba się.
No więc jest taka karuzela przez którą przechodzą zdjecia panienek.
Oceniam zdjęcie, czyli zewnętrzne – po to jest ten ranking `najbardziej sexy`.
Patrze na zdjecie i zadaje sobie pytanie:
1. czy mi się podoba? – całościowo
2. czy chciałbym taką do łóźka?
3. czy chciałbym żeby mi zrobiła loda?
4. czy chciałbym taką twarz zobaczyć rano?
5. czy chciałbym mieć z ową dzieci?
zatem okropny makijaż, kiepska fryzura, marne zdjęcie, brzydkie ciuchy (dobór),
nieatrakcyjna twarz (to bardzo subiektywne) powodują, że 9x% zdjęć to NIE, NIE, NIE.
Zatem potwierdziła się obserwacja z RL – pojawia się mnóstwa panieniek, które może mają
ładne ciało pod i się nadają do bzykania – jednak znakomita większość widywanych kobiet
nie wzbudza we mnie żadnych emocji ani pragnień.
Skąd zatem wziać motywację do gadania z kimś z szufladki *bezcelowe*?
Oczywiście to ma rozwiązanie – skoro `mam czas`, i chęci, i mi nie zależy – można
wypróbować wszelkie metody dostępny w celach poligonowych (w końcu nie
można fizycznie bzyknąć wszystkiego).
Jestem dziwny? 😀