Znalazłem w internecie (Gazeta Wyborcza) wywiad z jakiś psychologiem, który wypowiedział się o szkoleniach z uwodzenia. I o samym uwodzeniu. Oczywiście stare dobrze znane bzdury osoby, która nigdy nie była na szkoleniu. I zna temat to tylko z własnej wyobraźni.
„Uczy się na szkoleniach tego typu, jak wykorzystać słabości kobiet, jak brać po włos te, które miały krytycznego ojca i są podatne na manipulację. Jak zbudować w nich dyskomfort, co ma docelowo sprawić, że kobieta zainteresuje się tym facetem?”
No cóż, są elementy uwodzenia, które są manipulacyjne, jednak rzadko uczy się ich na szkoleniach. Bo na szkolenia przychodzą najczęściej ludzie, którym trzeba uporządkować podstawy. Uczenie technik tajemnej manipulacji osoby, która nie umie jeszcze zagadać do dziewczyny albo nie trzyma kontaktu wzrokowego jest bezsensownym traceniem czasu. Nie mówiąc już o tym, że to wątpliwe moralnie.
Techniki słownej manipulacji to raczej domena ekstremalnych podrywaczy. Zamiast wykorzystywać czyjekolwiek słabości, lepiej jest na szkoleniu odnajdywać silne strony kursanta. To z czym się spotykałem przez lata, jeżeli chodzi o szkolenia z relacji damsko – męskich, to problemem jest po prostu bycie nieśmiałym i przełamywanie swojej nieśmiałości. A nie wyrafinowane sekretne, tajemne techniki rozmowy. Nikt na szkoleniu nie mówi uczestnikowi „Idź i spraw, żeby ona się poczuła gorzej”. Czy znam takie techniki? Tak, znam. Czy ich uczę? Nie. One są przeznaczone tylko dla „spadkobierców” stylu (Karate Kid się kłania 🙂 ) i dla tych, których fascynują techniki lingwistyczne same w sobie. Dla tych którzy chcą mieć ich świadomość i wiedzę jak to działa. Nie dla nowicjuszy.
Na szkoleniach zakładam zasadę win – win i to działa. Bardzo często przychodzili do nas (mówię o mnie i moich współ trenerach) faceci, którzy ze względu na kobiety, na wydarzenia w życiu, myśleli nawet o samobójstwie. Nigdy nie mówiliśmy im, że kobiety są złe, tylko zawsze mówiliśmy, że z kobietami przeżyją fantastyczne chwile, że te marne doświadczenia z kobietami, te dawne złe doświadczenia z kobietami, nie oddają obrazu całego świata, nie oddają obrazu tego, jakie kobiety są naprawdę. Swoją drogą kiedyś napisałem art. 13 Zarzutów wobec uwodzenia. Polecam, wiele Ci wyjaśni:
I drugi o tym jak naprawdę wygląda szkolenie z uwodzenia
Czy mężczyźni czy kobiety są źli?
Zarówno wśród mężczyzn jak i wśród kobiet są tacy i tacy. I ja nigdy nie powiedziałem na szkoleniu, że na kobietach się trzeba mścić czy sprawiać, żeby one się czuły gorzej. Raczej pracować nad tym, żeby pokazać im realnie siebie i swoją wartość, bez krepowania siebie i umniejszania (fałszywej skromności), ponieważ każdy psycholog utytułowany z dyplomem po studiach zgodzi się, że większość ludzi ma najgorszy obraz samego siebie, że nikt tak źle nie myśli o nas, jak my sami. I pierwszym etapem uczenia się relacji damsko – męskich jest przełamanie tego złego obrazu w swojej głowie. Zaobserwowanie tej (nowej) rzeczywistości, że ona potrafi być przyjazna, miła, sympatyczna i może być fajna. Relacje damsko – męskie nie muszą być katorgą i próbą imponowania, syzyfowej pracy, tylko można w nich odnaleźć naturalność.
Fragment wywiadu:
„Ostatnio moja klientka, dyrektorka w dużej firmie, kobieta po czterdziestce, z osiągnięciami, z wysokim poczuciem własnej wartości, poszła na imprezę. Podeszła do grupy innych dyrektorów i oni się przywitali elegancko, a świeżo upieczony menedżer, najmłodszym stażem zaserwował jej przywitanie jak do nastolatki – 'Cześć, młoda. Co tam u Ciebie?’ I ją zatkało. Tekst był bezczelny, nie na miejscu, szczególnie do zajmowanej przez niej stanowisko. Kobieta ta nagle poczuła, że musimy udowodnić, że jest ważna i ma poważne stanowisko. Wystarczył jeden taki tekst ze strony mężczyzny, żeby doświadczona, pewna siebie kobieta została wytrącona z równowagi i okazała zainteresowanie facetem. Potem większość wieczoru rozmawiała z nim, próbując tą swą wartość udowodnić. Powiedziała mi, że na nią to zadziałało, i że sama jest zdziwiona swym zachowaniem”.
Czytając to z jednej strony docieramy do czegoś bardzo ważnego. Jest umysł logiczny i umysł emocjonalny. Logicznie ona na to narzeka, jak on mógł jej tak powiedzieć, a z drugiej strony sama wskoczyła w to jak ryba na przynętę i na ten haczyk się nadziała. Jeżeli ona jest takim doświadczonym (życiowo) dyrektorem z takimi osiągnięciami, a daje się złapać na banalny, prosty tekst, no to trochę słabo to świadczy o niej i jej poczuciu swojej wartości.
Oczywiście, nie znamy całego kontekstu. On mógł to powiedzieć żartem, mógł się wygłupić, a po prostu może powiedział to za poważnie i powinien raczej się do niej odnosić z szacunkiem, zwłaszcza, że to była impreza służbowa. Co innego, gdyby to było w klubie, to mógłby sobie pozwolić na luźniejszą atmosferę i na luźniejszy styl rozmowy. Natomiast spotkanie służbowe ma to do siebie, że powinno pewien charakter zachować. Natomiast jej zachowanie z drugiej strony tylko motywuje facetów do tego, żeby robili dokładnie to samo, co zrobił ten facet, bo jeżeli ona opisuje, że cały wieczór próbowała mu udowodnić jego wartość i on ją zaintrygował, no to pokazuje co na nią REALNIE działa.
Ja osobiście uważam, że tu jest drugie dno, o którym ten psycholog nie wie i nie mówi, bo tu jakoby „wystarczył jeden taki tekst” ze strony tego mężczyzny, żeby ona za nim biegała cały wieczór. Wiemy, że jeden tekst nie wystarczy. To wcale nie jest tak, że ten jeden tekst to sprawił (zauroczył ją), tylko to musiał być cały szereg jego zachowań, całość stylu komunikacji z jego strony. A może on był w jej typie od samego początku? I tylko ten zadziorny tekst sprawił, że ona się uaktywniła. To jest typowo błędne rozumienie uwodzenia przez mainstream, myślenie bajkowe, że jeden tekst miał zadziałać. I ten psycholog łapie się na to jak młody pelikan.
Ta kobieta powiedziała, że na nią to zadziałało i że sama jest zdziwiona swoim zachowaniem. No super. Ona się usprawiedliwia, wzięła prysznic emocjonalny i czuje się usprawiedliwiona. To on był ten zły. Ale ona też w to grała, tak? Przecież mogła się odwrócić na pięcie, bo jeżeli jest doświadczonym dyrektorem, to mogła mu powiedzieć – „Słuchaj kolego. Myślę, że powinniśmy zachować inny ton rozmowy”. Ale tego nie zrobiła. Jak sądzisz dlaczego?
W ogóle nie jest poruszana kwestia tego, że on mógł po prostu jej się spodobać i tym tekstem się wyróżnił. Do tego tańca potrzebne są dwie osoby. Nic by się nie stało bez jej reakcji na ten tekst, bo mogła mieć inną reakcję. Jeżeli faktycznie była zaskoczona i zdegustowana tym, to mogła inaczej odpowiedzieć na ten tekst, zgasić chłopak i ta rozmowa nie miałaby miejsca, natomiast sama zaczęła grać w tą jego grę.
I to, że ona po tym tekście mu przez cały wieczór tam próbowała coś wytłumaczyć, według słów tego psychologa, wcale nie oznacza, że tak było, bo równie dobrze, gdyby on się jej nie podobał, gdyby całokształt jego komunikacji się jej nie podobał, to ona by go prostu formalnie zastopowała i nie byłoby całej tej historii. Więc podejrzewam, że jest tutaj wyciągnięty z tej sytuacji przez psychologa zupełnie błędny wniosek i błędna diagnoza. Wniosek mający na celu zrzucić winę na wszystko na ten „zadziorny tekst”.
Dalszy fragment artykułu:
„Na kursach podrywania, uwodzenia eksperci uczą mężczyzn wcale nie bycia szarmanckimi dżentelmenami, ale Bad – Boy’ami, rozpustnikami, którzy mają sprytnie upokorzyć i trochę posłodzić, a potem sprowokować kobietę, wyprowadzić ja ze strefy komfortu jakimś tekstem czy zachowaniem.”
Nie wiem, na jakich szkoleniach uczą upokarzania kobiet, natomiast my zawsze uczyliśmy facetów, jak sprawiać, żeby kobieta się czuła epicko i pięknie w naszym towarzystwie. My uczymy, jak kobiety poznać, jak sprawić, żeby ona była Tobą zainteresowana, jak pokazać siebie w jej oczach, żeby ona chciała kontynuować tą znajomość. Musimy pamiętać o tym, że my uczymy facetów, jak poznawać obce kobiety. I nie ma w tym nic złego, że facet chce poznać jakąś ładną dziewczynę, która mu się spodobała, a która idzie drugą stroną ulicy. I on chce nawiązać z nią relację. Ma nie robić tego, bo ktoś powiedział na stronie internetowej, czy napisał w gazecie, że to jest wg kogoś złe?
To jest złe, jeżeli stoją za tym intencje skrzywdzenia tej kobiety, ale jeżeli stoją za tym szczere intencje i przede wszystkim to, że ona ma prawo powiedzieć „Tak” albo „Nie”. Jeżeli ona powie „Tak”, to jest ok. Jeżeli ona powie „Nie”, to też jest ok. Pójdzie w swoją stronę, natomiast przynajmniej facet wróci do siebie i powie – „Przynajmniej zrobiłem co mogłem. Przynajmniej podszedłem do niej i przynajmniej się przedstawiłem. Spytałem się, jak ma na imię. Podjąłem działanie, spróbowałem, nie wyszło i jest OK. Dałem jej i sobie szansę”.
Ważna jest intencja, jaka za tym stoi, bo jeżeli intencja jest dobra, intencja jest dość swobodna, dająca przestrzeń kobiecie, to nie można tutaj mówić o tym, że facet idzie ją skrzywdzić, czy idzie się na niej zemścić, czy idzie ją wykorzystać. Nie, facet idzie i przede wszystkim tak, jak my byliśmy kiedyś uczeni, zostawić ją lepszą niż ją spotkałeś. Dać jej coś od siebie, choćby ta relacja miała trwać weekend, jedną noc, a może całe życie, zawsze sprawiać, żeby ta kobietę była lepsza.
Kolejne pytanie z tego wywiadu jest takie – „Czy musisz być psychologiem, żeby uczyć mężczyzn uwodzenia, podrywu?”
Cały świat uczy podrywu. To jest pierwsza rzecz, którą powinniśmy sobie uściślić i zdefiniować. Każde pismo, film, książka, każdy ojciec, każda matka uczą podrywu. Może i Kościół uczy podrywu. Tylko pytanie, z jakich podstaw ta nauka pochodzi? Czy pochodzi z realnego doświadczenia i z chęci tego, żebyś naprawdę w życiu był szczęśliwy i osiągnął sukces?
Czy ta (mainstreamowa) nauka podrywu sprawia, że jesteś przygotowany do tego, że gdy spotkasz kobietę, która będzie Ci się naprawdę podobać, która będzie spełniać Twoje wartości, Twoje kryteria, Ty będziesz jej się podobać – to żebyś wiedział co dokładnie zrobić? Bo to nie jest tak, że to się samo dzieje. Sorry, ale tak nie jest i często te rady w społeczeństwie płyną od ludzi, którzy nie mają doświadczenia praktycznego.
I odpowiadając na pytanie – nie, nie trzeba być psychologiem, żeby nauczyć faceta, jak być dobrym w relacjach z kobietami, jak być najlepszą wersją siebie w relacjach z kobietami, bo wielu facetów, którzy są np. czarujący dla kobiet, to w życiu mieli jakiś wzór, który obserwowali – w postaci ojca, w postaci wujka czy kolegi. Ktoś, kto ich w pewien sposób ulepił z tej „lepszej” gliny.
” Czy klienci, którzy trafią potem do Pana nie mają refleksji, że dali się nabrać?
– Często taką refleksję mają, ale decydują się na kupno tego szkolenia, bo myślą 'Jestem inteligentnym, wykształcony, dobrze wyglądam, mam dobrą pracę, a kobiety zupełnie się mną nie interesują’ i decydują się oni na ten desperacki ruch. Poznają proste chwyty, które być może działają na niektóre kobiety, ale czy na te, które oni by chcieliby poznać?”
Cały czas w artykule psycholog rozmawia o jakichś banalnych i przyziemnych tekstach, nazywając to szkoleniem z podrywu. To tak oczywiste, że jego znajomość tego co się dzieje na szkoleniu z uwodzenia (lub w całej dziedzinie uwo) jest podobna do mojej wiedzy na temat co się dzieje w rakiecie kosmicznej w momencie startu. Tak, wiem że zachodzi spalanie paliwa i zjawisko odrzutu. I to z grubsza cała moja wiedza w tym temacie.
I do tego oczywiście w artykule nazywamy chłopaka, który szuka pomocy i rozwiązania swoich problemów – desperatem? Ciekawe, że psycholodzy swoich klientów nigdy i nigdzie nie nazywają „desperatami”. Ciekawe dlaczego więc innych tak nazywają? To, że ktoś chce jeździć samochodem i idzie kupować samochód do salonu, bo chce jeździć samochodem, a nie rowerem – czy to znaczy, że on jest desperatem, bo już nie chce mu się pedałować?
Facet idzie na siłownię i ma np. trochę nadwagi i chce schudnąć, to jest desperatem i frajerem dającym się wykorzystywać właścicielowi siłowni, bo chce schudnąć i wykonuje ten (desperacki) ruch idąc na siłownię? Każda umiejętność miękka czy twarda, to są umiejętności nabyte. I pytanie – z jakimi intencjami facet na takie szkolenie idzie i jaka jest etyka osoby, która go uczy? Bo jeżeli ktoś uczy go w sposób nieetyczny, w sposób zły i przepełniony jakąś chęcią zemsty na kobiecie (a bywali tacy coache w przeszłości), no to jest ważne i na to warto zwrócić uwagę.
Śmieszą mnie też komentarze idiotów w internecie, którzy mówią „płacić za takie kursy? Co za głupota hłe hłe hłe”, ale sam na Iphone wydaje więcej niż średnią pensję. Albo z wypiekami ogląda filmy na YouTube typu „co każdy facet powinien mieć w łazience” albo „Męskie gadżety, które podobają się kobietom”, czy „Takie cacko musisz mieć w swoim pokoju, żeby zdobyć jej względy”.
Kolejny kwiatek, recepta psychologa na udane relacje:
„Można podać relację przy okazji jakiegoś wydarzenia, w którym obie strony biorą udział np. w imprezie integracyjnej czy podczas zawodowego eventu, w trakcie którego okazuje się, że rośnie zainteresowanie, pojawia się flirt, wzajemna fascynacja, to trwa.”
To jest ta cała recepta psychologa? „Pojawia się flirt, wzajemna fascynacja”? No i co dalej? U mnie przed 2005 rokiem jakoś się nie pojawiała. A jak się pojawiała to z dziewczynami z wąsami lub nadmiarową wagą.
No, ale jak do tego dochodzi? Jak dochodzi do poznania się danej kobiety, danego mężczyzny i jak to rośnie, prawda? Tu tego nie ma. To jest mój zarzut do psychologa, który krytykuje uwodzenie.
Ja bardzo szanuję kobiety za to, że kobiety są silne, że kobiety coraz częściej mają lepiej opłacane prace od mężczyzn. To jest wszystko fajne. Ten świat idzie do przodu, jednak musimy spojrzeć na ogólną historię faceta i kobiety na przełomie setek lat. To faceci byli liderami, to faceci walczyli i to faceci brali na siebie odpowiedzialność inicjacji, natomiast niewątpliwie za każdym wielkim facetem stała jeszcze większa kobieta, większa w sensie charakteru. I to jest świetne. A dawanie takich ogólnych rad, że „rośnie zainteresowanie” – to zainteresowanie nie urośnie, jeżeli jedna ze stron nie otworzy gęby. Flirt się nie pojawi, jeżeli te osoby nie będą w stanie chociażby utrzymywać ze sobą kontaktu wzrokowego, czy nie będą w stosunku do siebie urocze i otwarte. Jakby nie każdy to umie, czyż nie? Nie każdy umie ubrać to w słowa.
Nie każdy umie, co nie znaczy, że są ludzie na tej planecie, którzy nie mają do tego prawa, tak? Bo są faceci nieśmiali, czy kobiety nieśmiałe, które patrzą na faceta albo na parę, która się dobrze bawi i mówią sobie w środku – „Ja też bym tak, chciał / chciała”. To znaczy, że co? Że oni nie mają prawa, bo jakiś psycholog powiedział, że flirt urośnie sam? Że to się wydarzy samo? Ale w ich życiu to się nie dzieje! Oni szukają pomocy, bo chcą przeżyć tą jedną, fajną chwilę z drugą osobą. Albo więcej takich chwil z nią. Być bardziej ekstrawertyczni w relacjach damsko – męskich. Co to znaczy, że wzajemna fascynacja trwa?
I potem jeszcze druga jego recepta, równie błyskotliwa.
„Nie na szybko, nic na siłę. To powolne poznawanie się, rozmowy, odkrywanie przed sobą tajemnic. Wiele kobiet w takiej kiełkującej relacji ceni szacunek, emocje, wyrafinowany flirt. Tak uwodzi wytrawny kochanek, a nie Piotruś Pan czy mężczyzna po kursie podrywu”.
Co to znaczy nic na szybko? Co to znaczy „Powolne poznawanie się”? Co to do cholery znaczy „wytrawny kochanek”?
Skąd on się wziął? Urodził się wytrawnym kochankiem? Odkrył gen wytrawnego kochanka w swojej dupie? Wytrawny kochanek – założyć trzeba, że on sypia z wieloma kobietami, bo skądś to „wytrawne doświadczenie” się wzięło. Więc pan psycholog zasugerował tutaj, że wytrawny kochanek robi to z wieloma kobietami i to pewnie też wykorzystuje?
I pan psycholog tutaj robi relatywizm moralny, oczywiście szereguje mężczyzn na złych podrywaczy kontra jakiś mityczny, „wytrawny kochanek”, który co, stał się nim nagle po lekturze książki? Skąd? Gdzie się tego nauczył? Pan psycholog mu zapodał taką radę?
Ok. Jeśli chodzi „nie na szybko”, „nic na siłę”. Oczywiście, że nic na siłę. Natomiast jedna rzeka płynie wolniej, druga płynie szybciej.
I ważne, żeby wiedzieć z jaką rzeką (kobietą) mamy do czynienia (o tym napisałem cały artykuł – Kalibracja czyli sposób na uwiedzenie kobiety), a może z jakim nurtem mamy do czynienia. Bo jeżeli jedna strona chce przepłynąć szybciej, a drugiej to nie przeszkadza, to w czym mamy problem? Musimy na siłę zwalniać, bo ktoś powiedział nam – „Nie tak szybko?”. A może właśnie jedna i druga strona chcą tak szybko? A może jedna i druga strona chcą wolniej? To działa w dwie strony. Natomiast nie ma sztywnych reguł, procesu poznawania się, procesu uwodzenia się nawzajem, bo to nie tylko facet uwodzi kobietę, ale to kobieta też uwodzi mężczyznę. Nic nie wyjdzie w momencie, gdy kobieta nie będzie zainteresowana, gdy kobieta nie będzie chciała wyjąć swoich kart i grać w tę grę przy jednym stole.
I kolejne, co mnie tu śmieszy u tego psychologa:
„Jest znaczna różnica między flirtem, kiedy wzajemnie sobie dogryzamy, ale to jest konwencja i nikomu nie robi się przykro komunikatem – 'Lubię Cię, choć jesteś zerem’.”
Skąd taki sposób myślenia, że akurat podrywacze czy to, czego my uczymy, ogólnie uwodzenia, polega to na komunikacie – „Lubię Cię, choć jesteś zerem”? Nadal wracamy tu do dziwnego pojmowania przez psychologów i mainstream, że PUA czy podrywacz, jak tego nie nazwiemy, pomiata, poniża kobietę i że to jest esencja podrywu. Nie wiem. Ja mówię temu wielkie NIE. Wiem, że mogą być różni trenerzy uwodzenia, przez te kilkanaście lat przez Polskę przewinęło się trochę „meteorów”, którzy mogli tacy być…
Ale cały czas musimy rozróżnić dwie rzeczy. Delikatne droczenie się, flirt, gdzie ono występuje obustronnie, zarówno ze strony kobiet jak i mężczyzny, mniej bądź bardziej. Natomiast nie jest to poniżanie drugiej osoby. To zupełnie dwie różne rzeczy.
„Proszę sobie wyobrazić, że mężczyzna o wyglądzie i inteligencji Woody’ego Allena zaczyna stosować te 'januszowe’ triki”.
Znowu ta chęć poniżenia uwodzenia i moim zdaniem nieznajomość tematu co tak naprawdę robimy.
Każda osoba na szkoleniu jest traktowana indywidualnie i dostaje indywidualne sugestie. Nigdy nikogo do niczego się nie zmusza. A przede wszystkim podstawą takiego szkolenia jest przełamanie swojej nieśmiałości i wzięcia byka za rogi. Trzymania lejcy swojego życia w rękach, a nie powierzenia go osobom, które dają takie ogólne rady jak w artykule, natomiast konkretnie nie są w stanie odnieść się do danej sytuacji z powodu braku własnego doświadczenia.
No i docieramy do fajnego miejsca. Psycholog mówi, że zdarza mu się przypadek, że przychodzi mężczyzna i musi go wygrzebać z galimatiasu, którego doświadczył np. traum, jakie były jego udziałem, gdy zawierzył zasadom mistrza podrywu, a były to rady w stylu – „Nie licz się z kobietami”, „Jak kobieta będzie płakała, to będziesz wiedział, że jej na Tobie zależy”, „Ograj i wykorzystaj kobietę, nim ona zrobi to pierwsza”.
Nie spotkałem się z takim nauczaniem uwodzenia, z takimi tekstami jakie cytuje ten psycholog.
Jak można spędzać cudownie czas z kobietą, nie licząc się z nią? Jak można sprawić, żeby ona się czuła piękna w Twoim towarzystwie, sprawiając, żeby płakała, bo to będzie niby technika, że jej na Tobie zależy? Kompletna głupota. Natomiast ograj i wykorzystaj kobietę, nim ona zrobi to pierwsza, to jest takie powiedzenie z jakiegoś taniego brukowca. Warto byłoby podkreślić tutaj, że myślę, że większy odsetek kobiet oszukuje mężczyzn i robi to dość, że tak powiem z pokerową twarzą, natomiast nikt nigdy nie powiedział, żeby odpłacać się pięknym za nadobne na naszych szkoleniach.
Inny artykuł i fragment:
„Na szkoleniach z uwodzenia dowiesz się, że jest droga samorealizacji i odnoszenia sukcesu. Musisz koncentrować się na podrywaniu i zaliczeniu losowych dziewczyn.”
Nie wiem. Nie słyszałem, żeby któryś mówił coś takiego, że to jest właśnie esencja uwodzenia? Podrywanie i zaliczanie losowych dziewczyn? Gdzie to ten psycholog wykopał? Jaka pogoda na Twoje planecie mr psychologu? A może na potrzeby swojej tezy wyciągnął jakieś pojedyncze zdanie z szerszego tematu?
Esencją podrywu jest całkiem co innego. To co przeczytałem w tym artykule to jest na siłę stawianie tezy, że na takich szkoleniach dzieją się złe rzeczy. Ja nie mogę odpowiadać za to, czego uczą inni i jaką etykę mają inni. Warto zawsze jest poznać temat z dwóch stron. Co mogę dodać? Trochę żałosne, że ktoś zwraca uwagę tylko na tą ciemną stronę. W tym artykule autor podkreślił to, że trenerzy wymieniani przez niego, więc ja bym był ostrożny w generalizowaniu, że każdy trener taki jest.
Adept
ps. najzabawniejsze jest to, że Ci wszyscy dziennikarze, psycholodzy, youtuberzy, media workerzy, co krytykują uwodzenie gdy zbliża się noc, lecą do agencji towarzyskiej lub na Odloty, jeżdżą na seksturystykę do Azji. Naćpani viagrą, koką, wódką imprezują w dziwnych miejscach. Spamują pijanymi smsami różne dziewczyn, wysyłają na ślepo fotki fiutów do dziewczyn, które nie odwzajemniają ich uczuć. Bo nie potrafią inaczej zainteresować sobą kobiety.
Ale to PUA są źli.
3 komentarze
Hej Adept, wszedłem dzisiaj na Twoją stronę, właśnie po to by podkleić Ci link do artykułu. Ubiegłeś mnie swoją odpowiedzią.
Szczerze – jest świetna, bardzo merytoryczna, szacunek. Pan psycholog mówił chyba trochę o neggingu, a wiemy przecież, że dobry neg nie jest zły, oczywiście kulturalnie i bez przesady.
Szanuję tego typa, który z takim bezczelnym zuchwalstwem zwrócił się do wielkiej Pani dyrektor.
Jak dla mnie ta historia przytoczona przez psychologa tylko potwierdza że te „Januszowe” podrywy działają (w tym przypadku) co kompletnie nie zgadza się z wydźwiękiem artykułu. Ten fragment pasowałby gdyby facet poniósł jakieś negatywne konsekwencje tych słów (a miał tylko pozytywne).