Lenie i Millenialsi Uwodzenia. Kiedy idę do kogoś na szkolenie, to zakładam, że praca instruktora, mentora w każdej dziedzinie, to jest jakieś 10 – 15 procent. A ok. 90 procent to jest moja ciężka praca i moja konsekwencja we wdrożeniu tego, czego się nauczyłem i dowiedziałem. Bo za granicą na dużych szkoleniach u nauczycieli, o których czytałeś w GRZE Neilla Straussa, czy u innych ludzi, którzy sie pojawili na zachodzie po sukcesie książki GRA – oni mają w dupie to, czy się nauczysz, czy się nie nauczysz. Oni mają za zadanie przekazać ci wiedzę w jak najjaśniejszy sposób, a jak ty się tego nauczysz, to dobrze dla ciebie. Ja się nie nauczysz, to twoja strata. Przynajmniej na tych szkoleniach, na których ja byłem. Miałeś swój czas z instruktorem. Jak go wykorzystałeś to Twoja sprawa. Ludzie się nie użalają nad Tobą. Zapłaciłeś te 2 czy 3 tysiące dolarów i masz szkolenie. Ale to nie znaczy, że instruktor będzie się obchodził z Tobą jak z jajkiem. Nie będzie szukał Ciebie w klubie, żeby Ci przypomnieć, że miałeś np. nie pić alkoholu czy „zmuszać Cię” do zagadania do dziewczyny. Nie będzie robił Ci w klubie terapii naprawiającej Twoje dzieciństwo i usuwał ocean smutku z głowy.
Oni (za granicą) nie będą biegać za Tobą, żebyś na szkoleniu zagadywał do dziewczyny, bo to jest Twoje życie i każdy musi sobie z tego zdać sprawę. Wszystko, co zawdzięczasz w swoim życiu, co osiągnąłeś i co osiągniesz, możesz zawdzięczać tylko i wyłącznie sobie. I wszystko, czego nie osiągnąłeś i wszystko, czego żałujesz, że zrobiłeś, bądź nie zrobiłeś, możesz mieć o to pretensje tylko i wyłącznie w stosunku do siebie. Bo tak naprawdę na szkoleniu my jako instruktorzy możemy wskazać Ci drogę, pokazać jak to robimy, dać przykłady i wskazówki. Ale po szkoleniu to Ty musisz sam zagadać do dziewczyny i sam ją zabrać do domu. Po szkoleniu Ty już musisz podtrzymać w sobie motywację, znaleźć kumpli do podrywu, wdrożyć (lub zmodyfikować) plan swojego rozwoju. Szkolenie nie odwala za Ciebie całej Twojej przemiany.
Przyznaje się, że ja (a jeszcze bardziej Rafał „Solid)” czasem popełniamy ten błąd, że za bardzo nam zależy na sukcesie pojedynczego kursanta w klubie. Zależy, aby zmotywować do działania. Latamy po klubie za kursantami wyciągami za uszy ich z rozmów z innymi kursantami (takie gadki między kursantami w klubie prowadzą do powstania kółeczka wzajemnej adoracji i… nie poznawania kobiet) Ale to nie jest do końca dobre. Bo po szkoleniu nas nie będzie przy kursancie, aby go kopnąć w tyłek do poznawania kobiety np. idącej ulicą. Jednak wiem, że niektórzy tego potrzebują. I jeśli ktoś na szkoleniu wyrazi chęć mocnego ciśnięcia na działanie, to je dostanie 🙂 Na zachodzie na szkoleniu jesteś często zostawiony samopas. Instruktor Cię obserwuje i pomaga, albo podrywa z Tobą. Natomiast nie przekonuje Cię do działania, nie namawia Cię do zagadania, a tym bardziej nie zmusza do podejścia. Uznaje, że skoro jesteś dorosły i zapłaciłeś te 2-3 tysiące USD to na Tobie leży motywacja do działania. Ma to złe i dobre strony.
W Polsce mam wrażenie, że zostawianie kursanta samopas nie sprawdza się. Tak jakby wpływ miało trochę nasza ogólna cecha narodowa i wpływ socjalizmu. Raczej nie jesteśmy tak dynamiczni życiowo jak np. Amerykanie. Nie mamy takiego mocnego parcia na własne działanie. Socjalizm skutecznie tłumił własną inicjatywę przez kilkadziesiąt lat. Efektem jest nastawienie na nie wychylanie się, skromność, bierność, hejt sukcesu i ludzi sukcesu. Wydaje się, że nadal w wielu Polakach tkwi ziarno socjalistycznego myślenia. We mnie też. To powoduje, że niektórzy z kursantów czekają na inicjatywę ze strony trenera. Dopiero jak trener (np. ja) mu powie, „ok zagadaj do tej dziewczyny, powiedz jej to i to na początek”, to wtedy rusza do akcji. Sam z siebie czeka na jakieś „przyzwolenie” na podryw. Albo się boi. Albo boi się co ja pomyślę, a to już jest złe 🙂 Nie wszyscy, ale widzę że tak bywa. Naprawdę, mój kursancie – jak to powiedział kiedyś mój znajomy trener – „nie musisz czekać na moje przyzwolenie na dymanie” 🙂 Na pewno łatwiej dla trenera jest po prostu pogadać sobie z kursantami przy browarku w klubie, delikatnie sugerując opcje zagadania (np. szkolenie z Zan Perrion 2008). Rozmawiając o kobietach, sytuacjach w podrywie itp. czyli o wszystkim…. tylko nie działając.
Jednak…
Możesz przyjechać do domu po szkoleniu (niezależnie z jakiej dziedziny) i po miesiącu powiedzieć „To nie moja wina, byłem na szkoleniu, ale ONI mnie nie nauczyli! Nadal jestem małą pizdeczką! Oszukali mnie, miałem być Casanową i kobiety miały mi same wskakiwać do łóżka! Do dupy to całe uwodzenie i szkolenia”. Możesz? Możesz tak zrobić. Ale nadal będziesz małą pizdeczką. Nic się nie zmieni. Nadal będziesz małym trollem. Tylko, że trollem po szkoleniu.
Powiem Ci moje zdanie, wieloletni trenerzy uwo to elita szkoleniowców z samorozwoju na świecie, bo to oni mają tysiące godzin praktyki w polu. Bo wiele lat byli w polu (w praktyce). Jeśli spojrzysz na trenerów ogólnego rozwoju osobistego to więcej niż połowa z nich to teoretycy. Wydają się tacy świetni na sali szkoleniowej, gdy nie muszą konfrontować tego co mówią z prawdziwym życiem (np. z odrzuceniem). Na sali szkoleniowej możesz powiedzieć dowolną teorię i sprawić, że wydaje się mądra. To w polu wychodzi czy sobie radzisz, czy tylko teoretyzujesz. Na ilu szkoleniach biznesowych przy Tobie trener dzwonił do zimnych klientów i dokonywał sprzedaży na przypadkowej osobie? Słyszałeś o kolesiach co to niby potrafią wszystko każdemu sprzedać (lód eskimosowi), a ile razy widziałeś coś takiego na żywo? Niech zgadnę – ZERO, może raz? Na ilu szkoleniach widziałeś jak człowiek z ulicy był poddany technikom psychologii, NLP czy hipnozy i dokonała się wielka przemiana (demo na chętnych ludziach z sali to nie do końca to samo)?
Pamiętam kiedyś Feniks mi mówił „Nawet w sprzedaży mówią, że jak wejdzie Ci 20% leadów, to jesteś mega dobry. Jak 50% to jesteś Bogiem i Chuckiem Norrisem sprzedaży”. Tymczasem od trenerów podrywu czy od szkoleń uwo ludzie wymagają 100% skuteczności. Co za bzdura. Jak nie uda się poderwać jakieś dziewczyny albo nie wypadniesz w TV jak Największy Uwodziciel Wszechświata, to ludzie w necie bezlitośnie hejtują. A w uwodzeniu kwestią do oceny nie jest sprzedaż telewizora czy tabletu, tylko np. seks z nowo poznaną dziewczyną, która jeszcze godzinę, dwie lub trzy temu nie wiedziała, że istniejesz na świecie. To wielka różnica.
Adept
ps. kursant Adam z Sopockiego szkolenia 2015: „Pamiętam jak w zeszłym roku byłem w Sopocie na szkoleniu i było 8 kursantów – na sali, w klubie na zbiórce też 8, a potem szybko zostawało 6, potem 5 – chociaż wszyscy za to zapłacili nie małe pieniądze. Gdzie znikała reszta? Nie wiem. Co by było, gdyby to było za darmo? Ilu ludzi wykonywało by polecenia instruktorów? Ilu by się w ogóle chciało ruszyć tyłek i przyjść? Za naukę uwodzenia trzeba zapłacić, ponieważ wtedy bardziej poważnie to traktujesz”.
ps. 2 Bardzo mało jest w Polsce osób, które pojechały (lub do dziś jeżdżą) na zachód, aby szkolić się z uwodzenia pod okiem trenerów z zachodu. Jeszcze mniej jest takich osób wśród trenerów uwodzenia. Co mnie osobiście dziwi. Być może dla wielu osób barierą nie do przejścia był koszt czyli 2000-3000 dolarów plus lot i hotel za granicą. Zdecydowana większość z pośród trenerów uwo w latach 2006-2015 nigdy nie była na żadnym szkoleniu z uwodzenia na zachodzie. Niektórzy to nawet hejtują lub uważają za zaletę. Być może też mają zbyt wysokie ego. Myślą, że są zbyt cool, aby uczyć się od kogoś i przyznać publicznie, że było się na szkoleniu. Może to też być kwestia szybkiego „skoku na kasę” w wykonaniu meteorów uwodzenia, bez większego inwestowania pieniędzy w siebie. No cóż, każdy ma swoje własne podejście i swoje wstydy. Ja też je mam. Jak patrzę co robiłem np. 10 lat temu 🙂 Ale to temat na zupełnie iny wpis.
4 komentarze
Tak, pamiętam jak w 2017 byłem u was na szkoleniu i sam prosiłem aby mnie „cisnąć” do podejść, pytałem o to jak mam zagadać – po prostu „w praktyce” jest ciężej niż tylko jakby to przeczytać z książki. My nowicjusze nie mamy jeszcze „profesjonalnego doświadczenia” – dlatego jesteśmy na kursie. Nie wychodzi za pierwszym razem, drugim i kolejnym – oswajamy się dopiero, uczymy nowych zasad/technik podrywu. Dziękuje wam trenerzy (ADEPT,SOLID,ADVENTURER) za wasz wkład w mój rozwój.
🙂
Hej Adept, mam jedno pytanie, które zastanawia mnie już od jakiegoś czasu; jak kulturalnie powiedzieć dziewczynie (z którą sypiam na zasadzie fuck friends), że chciałbym zakończyć tę znajomość? Generalnie spotykamy się od 2 miesięcy i ona ma chłopaka, a nie mam ochoty na to, żeby ta relacja (z Tindera) przeradzała się w jakiś poważny romans. Na przełomie czerwca i lipca wyjeżdżam tak czy siak z miasta na kilka miesięcy i raczej nie widzę sensu, żeby to kontynuować, ani broń Boże wplątywać tutaj wątek romantyczny. Co uważasz na ten temat? 🙂
łagodnie